środa, 14 października 2015

ROZDZIAŁ I ~ "Jedyne miejsce, które nie jest zajęte "

 
  Życie w sławie, rzesze fanów, którzy płaczą, uśmiechają się, a nawet mdleją na twój widok (to niesamowite, że moja osoba wywołuje u nich tyle emocji), podpisywanie własnych płyt, czy trasa koncertowa po całym świecie! Idealne życie. prawda?
             Kiedy miałam siedem lat stanęłam przed moją mamą, oznajmiłam, że kiedyś będę światowego formatu piosenkarką. Stałam przed lustrem i godzinami śpiewałam hity lat dziewięćdziesiątych i tańczyłam w rytm muzyki. Kto by pomyślał wtedy, że mała Dove zamieni rączkę szczotki na mikrofon, dywanik przed lustrem na profesjonalną scenę i pluszowe misie na prawdziwych fanów, którzy zawsze przy mnie będą, cokolwiek bym nie zrobiła. Założę się o wszystko, że nikt.
             Zagłębiając się w świat showbiznesu uświadomiłam sobie, jak wiele pozytywnych stron kryje spełnianie marzeń, nie spodziewałam się, że bywający okrutny świat sław może okazać się świetny i odkryć przede mną bardzo dużo czarujących aspektów.
            Pomimo tego, bardzo, ale to bardzo brakuje mi życia, w którym byłam szarą, niewyróżniającą się dziewczyną. Mogłam zaraz po wstaniu z łóżka, nawet w piżamie wyjść do sklepu, kupić chleb tostowy, czy płatki, wyjść ze znajomymi bez śledzących mój każdy ruch paparazzich, którzy tylko czekają na moje najmniejsze potknięcie.
             Od czasu do czasu lubię stawać się dawną Dove, zakładam perukę, kaptur, okulary i ubieram się w zupełnie innym stylu, niż tym, który widnieje na okładkach gazet. Na moje szczęście nikt poza jedną dziewczyną (okazała się na tyle kochana, że zachowała całkowitą dyskrecje) mnie nie rozpoznał. Mam nadzieję, że tak pozostanie.
             Dzisiejsza pogoda zaskoczyła chyba wszystkich mieszkańców Nowego Yorku, ciemne chmury przysłaniające słońce, krople deszczu, które z minuty na minutę spadały z coraz to większą częstotliwością. Dla mnie to jest nie lada radość, kocham taką pogodę, kiedy mogę siedzieć w domowym zaciszu z ulubioną herbatą brzoskwiniową w lewej dłoni, książką w drugiej (nie pogardziłabym seansem Gossip Girl, Pretty Little Liars, czy The Walking Dead) i kocykiem z wyblakłym napisem "Coffee Time".
            Otwieram oczy, przeciągam się i wstaję. Jeśli wierzyć ciekłokrystalicznej tarczy zegara, wskazuje godzinę dziewiątą. Jest sobota, mam chwilę odpoczynku, dzień bez pracy to coś niesamowitego. Zero obowiązków, presji, bólu nadgarstka od podpisywania zdjęć i autografów. Ubieram przypadkowe jeansy i bluzkę na długi rękaw, zapewne moja stylistka dostawałaby już białej gorączki widząc mnie w takich ubraniach Przyznaję, to nie mój styl, stokroć wolę sukienki, ale we własnym domu nie muszę wyglądać jak z okładek gazet.
 Schodzę powolnie na dół, w miedzy czasie włosy zawiązuje w kitkę i przecieram zaspane jeszcze oczy. Wczoraj miałam masę pracy i położyłam się późną nocą, czy też bardzo wczesnym porankiem. Zaglądam do lodówki, mieszkanie samemu potrafi być dość uciążliwie, szczególnie kiedy prowadzi się dość szybki tryb życia, wszystkie półeczki świecą pustkami, no może poza pierwszą, na której stoi śmietanka do kawy.
            – Muszę iść do sklepu burczę z niezadowoleniem pod nosem. Mój dom znajduję się na   przedmieściach i żeby odwiedzić sklep muszę skorzystać z komunikacji miejskiej, wybierając samochód skazuje się na cały tabun paparazzich za sobą.
            Wlokę się do korytarza, zakładam buty i dużą, workowatą, ale za to ciepłą bluzę, nakładam kaptur. Teraz nikt nie powinien mnie rozpoznać, bez makijażu, w całkiem zwyczajnych ubraniach, dla pewności zakładam moje okulary, zerówki. Chwytam kluczę leżące na szafce w przedpokoju.
            Otwieram drzwi, moje ciało oblewa nieprzyjemny dreszcz, jest naprawdę zimno, temperatura, jak na to miasto jest niezwykle niska, wszystko potęguje nieprzyjemnie chłodny wiatr. Zamykam drzwi, natychmiast wkładam ręce do kieszeni, ze spuszczoną głową idę w stronę przystanku. Po około pięciu minutach jestem, sprawdzam rozkład jazdy. Świetnie, kolejny autobus dopiero za dziesięć minut.
            Zrezygnowana opadłam na ławkę, nikogo jeszcze nie ma, prócz matki z dzieckiem, który jest nieprawdopodobnie grzeczny. Z niedowierzeniem patrzę na tę dwójkę przypominając sobie moje wybryki z dzieciństwa. Zmarznięta przeglądam wszystkie media społecznościowe w telefonie,  nie mam nic lepszego do roboty.
            Autobus przyjeżdża punktualnie o 9:20, wsiadam od strony kierowcy, kupuję bilet. Jedyne miejsce, które nie jest zajęte (nawet nie przez reklamówki starszych kobiet)  znajduję się na przeciwko uroczego chłopaka, przynajmniej na takiego mi wygląda. Ma ciemne, duże oczy, brązowe włosy, które swoją droga ma świetnie obcięte, miły uśmiech. Siadam i opieram skroń o zimną, zaparowaną szybę.
            Od dawna w Nowym Yorku nie było tak zimno chłopak spogląda na mnie z miłym uśmiechem. Ma niesamowicie męski, a zarazem słodki głos i przepiękny uśmiech, nie da się ukryć.
            – Racja, nie kupowałam cieplejszych rzeczy, co z resztą widać mówię i wskazuję na moją workowatą bluzę i śmieję się pod nosem.
            Zaczęliśmy rozmawiać, szatyn okazuje się tak miły, na jakiego wygląda. Jest nieznajomym z autobusu, a mam wrażenie, że znamy się od lat, mamy podobny tok myślenia, te same ulubione rzeczy i spojrzenie na świat. Jak się później okazuje chłopak ma na imię Ryan.
            Victoria wymyślam na poczekaniu. Gdybym powiedziała, że jestem Dove, kto wie, czy nie domyśli się kim jestem.
            Nagle kierowca gwałtownie hamuje, wszyscy pasażerowie lecą do przodu. Na moje szczęście, ląduje w ramionach Ryana, musieliśmy w coś lub kogoś uderzyć...
            

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Rozdział wstępny zazwyczaj troszeczkę jest nudny bo musisz podać wiele informacji. Ale w tym przypadku tak nie jest. Wszystko co chciałaś powiedzieć, przekazalas w ciekawy i dostępny sposób.
    Bardzo podoba mi show końcówka :)
    Jeżeli kolejny będzie ciekawszy to ja czekam na nn.
    Ściskam mocno :*
    ~ Alex ♡_♡

    OdpowiedzUsuń

Nightingale FG